niedziela, 3 listopada 2013

To do list

Dawno temu zrobiłam listę pięciu rzeczy których nie umiem, a chciałabym umieć. Lista zawierała takie umiejętności jak:
1. Robienie na drutach,
2. Praca z masą Fimo,
3. Wyplatanie z papierowej wikliny,
4. Robienie biżuterii z sutaszu,
5. Praca z programami Photoshop i Corel Draw.

Minęły od tego momentu prawie trzy lata. Przyznam, że to bardzo dużo czasu. Jakbym była kimś innym to może bym biegun któryś zdobyła, zrobiła doktorat, urodziła dwójkę dzieci lub nauczyła się trzech języków obcych. Niestety. Nic z tych rzeczy. Żadnych spektakularnych osiągnięć. W tym czasie nauczyłam się raptem obsługiwać opalarkę, szlifierkę, soczewki kontaktowe i programy MRP i CRM. Żadnego medalu na żadnej z olimpiad.
Również niewiele w tym czasie umiejętności z LISTY opanowałam. Tak naprawdę to porządnie żadnej. (Jeszcze). Niemniej muszę przyznać, że walczyłam i coś tam mi się udało ogarnąć.

Z listy można warunkowo skreślić  wyplatanie z papierowej wikliny i obsługę programów Corel i Photoshop. Tyle.

O kursie z wyplatania z papierowej wikliny pisałam tutaj. Chciałam się nauczyć, to się nauczyłam. Wiem jak się skręca rurki. Umiem budować konstrukcje, wyplatać oraz kończyć wyplatanie (co wcale nie jest takie proste). Problem w tym, że na razie nie widzę powodu. Brak mi po prostu inspiracji. Nowego mieszkania staram się nie zagracać, więc nie robię nic co mogłoby być nieużyteczne. Nie potrzebuję misek, szkatułek oraz gazetników, czy wazonów. Less is more. Mniej masz, mniej się kurzy. Smutne ale prawdziwe. Przyznam, że myślę wprawdzie o koszach z papierowej wikliny, które mogłyby służyć do przechowywania rupieci, ale jeszcze nie miałam wolnego weekendu by usiąść i wyplatać. Ciągle czekam aż taki czas nadejdzie, a kiedy to nastąpi to liczę, będę miała w sobie tyle zapału, by go nie zmarnować. 

Corel i Photoshop znikają z listy trochę na wyrost. Otóż uczęszczam na kurs z grafiki komputerowej. 30 godzin zajęć, 20 przeznaczonych na Corela i 10 na Photoshopa. Ściągnęłam sobie wersje testowe i kombinuję. Na razie niewiele umiem. Jak to zawsze na początku. Generalnie ogarniam funkcjonowanie. Twórczość odkładam na później. Na tym etapie siedzę w Corelu. Opanowałam kształty, formaty zapisu, podstawowe narzędzia, dążę do krzywych (choć miłość nie kwitnie, mimo, że solidnie nawożona moim zaangażowaniem), zagłębiam się w typografię. Zobaczymy czy coś ze mnie będzie. Photoshop przede mną, więc się nie wypowiadam. Mam jednak nadzieję, że będzie dobrze lub przynajmniej poprawnie. Zobaczymy. Myślę pozytywnie i ćwiczę w wolnych chwilach. 


 Pracuję nad nowym nagłówkiem na bloga. Powyżej jeden z odrzutów na etapie prac.


Moje pierwsze zadanie domowe. Trzeba było zrobić ilustrację do bajki lub opowiadania. 
Wiem, wiem, efekt jakby z Painta. Życie.

4 komentarze:

  1. Wow, jestem pełna podziwu Twojej ToDoList! Chyba powinnam sama sobie taką zorganizować, jak widać po Tobie na pewno to działa! Zazdroszczę, że umiesz wyplatać papierową wiklinę, moje próby kończą się marnym skutkiem! A te programy komputerowe łatwe też nie są, więc tym bardziej podziw się należy!!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Z tymi listami to jest tak, że fajnie jest wyznaczać sobie cele i je realizować. Gorzej jak się te cele ignoruje... ale co tam, kiedyś nauczę się też pozostałych rzeczy :)

      Usuń
  2. "Jeżeli za podjętą decyzją nie podąża działanie- jest to tylko bezsensowna strata czasu". stawianie sobie celów jest ok-ale pod warunkiem że ciągle masz je przed sobą- widzisz je codziennie i codziennie robisz coś na celu by je osiągnąć ..CODZIENNIE mały krok do przodu- W innym wypadku ...za jakiś twoje cele zamiast doprowadzić Cię do pozytywnych wyników- doprowadzą Cie do wniosku: JESTEM BEZNADZIEJNA ;/ Wiem co piszę...niestety wiem z autopsji. btw ostatnio odkryłam fajną książkę: Siła nawyku. Otwiera oczy :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś jest na rzeczy. To trochę tak, jak z postanowieniami noworocznymi... większość nie jest realizowana. Łatwiej jest przecież powiedzieć sobie, że "schudnę 10 kg" niż rzeczywiście odstawić ciastka i zacząć biegać.. A potem człowiek się w sierpniu dziwi, że waga nie spadła. Jak się nic nie robi, to nie można liczyć na efekty.

      Usuń