Się zakopałam. Kable na wierzchu. Pył wszędzie. Brak przestrzeni na tworzenie.
Tu jest WOJNA, a nie jakieś tam DIY.
Ale na serio - jest fajnie :)
Wszystko jest wyprute, gołe tynki ale ja mam WIZJE. Duże ilości wizji.
Cośtam sobie w wolnych chwilach dłubię. Efekty będą widoczne za sporo czasu. Na razie są same konkrety.
Za mną:
+ zerwanie tapet spod boazerii (niespodzianka!)
+ wymiana elektryki
Przede mną:
+ szpachlowanie kuchni, pokojów i przedpokoju
+ malowanie całego tego wszystkiego
+ cyklinowanie i lakierowanie podłóg
w przyszłym roku:
+ remont łazienki (szalone 3m2 :)
+ zakup mebli kuchennych
+ zakup pozostałych, mniej potrzebnych mebli (szafka na buty, łóżko dla gości, wszystko inne??)
W kontekście robót budowlanych, muszę się pochwalić, że nie spodziewałam się ile przyjemności mogą przynieść takie czynności jak zdzieranie tapet czy zrywanie boazerii.
Zdzieranie tapet porównałabym do jogi - spokój, chill, harmonia, zen i te sprawy. proste ruchy, żadnego stresu. Filmik z instruktarzem na temat sztuki zrywania tapet zamieszczę niedługo. Zrywanie boazerii to raczej walka w klatce - ty chcesz zniszczyć przeciwnika, on ci nie pozostaje dłużny. Boazeria się nie poddaje łatwo, trzyma się wytrwale, wygina, atakuje odłamkami i drzazgami, a hałas nie do opisania. Polecam.
Najbardziej jednak mnie boli to, że boję się wiertarki. Nie posiadam i nigdy nie posiadałam żadnej. Skilla td. obsługi tego urządzenia nie posiadłam, niestety. A tu się okazuje, że wiertarka jest niezbędna do wszystkiego - by powiesić wieszak na ubrania (którego jeszcze nie mam), żyrandol w przedpokoju (którego jeszcze nie mam) i lustro (j.w). O półkach takich, jak na załączonym zdjęciu już nie wspomnę.
Jedynym rozwiązaniem jakie mi się nasuwa, jest przygotowanie wszystkiego, tak by zamówić człowieka z wiertarką i by ten przywiercił mi WSZYSTKIE rzeczy za jednym zamachem. Przynajmniej nie będę musiała za każdym razem płacić za jego dojazd.
Z doświadczeń remontowiczki: jednak warto skołować samca (albo i samicę), który by się podzielił skillem obsługi wiertarki oraz namierzyć najbliższy market budowlany z wypożyczalnią sprzętu (tam w ogóle są nader interesujące rzeczy ;), gdyż inaczej albo będziesz mieszkać w mocno niewykończonym mieszkaniu, albo będziesz ciągle wydzwaniała po siłę fachową.
OdpowiedzUsuńNajlepszy jest jednak zaprzyjaźniony samiec (u mnie to był ojciec), który jest wzywany na średnio 6 dziur (więcej i zaczyna marudzić) i wyżerkę. Metoda na nienaśmiecenie wokół: przytrzymać rurę od włączonego odkurzacza pod borowaną dziurą - a na to trzeba już dwie osoby.
I z dobrych rad cioci Kloci: cyklinowanie przed malowanie ;)
Pozdrawiam i życzę sukcesów remontowych!
Niestety jestem otoczona nerdami, którzy prawdziwego narzędzia w ręce nie trzymali, chyba, że rysik do palmtopa uznać za narzędzie, zatem albo zakoleguje się z jakimś narzędziastym, albo przyjdzie mi słono płacić....
OdpowiedzUsuńA co do cyklinowania... ja słyszałam teorię, że najpierw malowanie potem cyklinowanie. To ma zapobiegać zniszczeniu ślicznych nówka funkiel podłóg w trakcie malowania... Ponoć również pył z cyklinowania nie osiada na ścianach (pod warunkiem, że ściany suche).