niedziela, 20 października 2013

{wyposażenie domu} Kuchnia at last


Są i meble kuchenne. W końcu.


Przygodę z kuchnią rozpoczęliśmy w lutym. Wtedy też szukałam firmy wykonującej meble i organizowałam projekty. W kwietniu wpłaciliśmy zaliczkę a meble mieliśmy w sierpniu. Dłuższa wersja historii do poczytania (tutaj). 
Przeszliśmy przez piekło remontu, ale cel został osiągnięty. Da się żyć. Nie jest idealnie, ale dobrze, że w ogóle jest. 

Jeśli chcesz zobaczyć co się zadziało to:
Wcześniej kuchnia prezentowała się tak:

Teraz jest tak:



Nie jest rewelacyjnie. Jest mało szafek, przez co musimy ograniczyć nasze potrzeby, jeżeli chodzi o posiadanie góry akcesoriów kuchennych czy zapasów żywnościowych. 

Gdy podejmowałam decyzję o układzie szafek kluczowa dla mnie była wolna przestrzeń - mogłabym zamówić meble na drugą ścianę, ale:1. kosztowałoby to więcej, 2. Sprawiłoby, że kuchnia wydawałaby się mniejsza i nie mogłabym w niej już urządzać przyjęć na 20 10 osób. Mało praktyczne rozwiązanie zwyciężyło.

Problem niedoboru miejsca mam nadzieję rozwiąże witryna na kieliszki, paterę, dekanter i  coś tam jeszcze, co mam (co jest śliczne ale mi zupełnie nie potrzebne), którą będę mieć. W salonie. W przyszłości ;)

Do tego czasu nie gromadzimy a wręcz redukujemy - nowa filozofia kuchennego życia... choć są wyjątki. O czym dalej.

Dobra rada cioci Moniki: Jak zamawiacie meble zapytajcie co wchodzi w skład usługi montażu. Ja nie zapytałam, więc osobno i na gwałt musiałam wynajmować elektryka do zrobienia wtyczek do kuchenki gazowej i piekarnika (nie miałam pojęcia, że te sprzęty kupuje się bez wtyczek! serio!), gazownika do podłączenia gazu i hydraulika do podłączenia zlewu. 
Dla niektórych może jest to oczywiste, dla mnie nie było. Pewnie dlatego, że jak moja mama zamawiała kilka lat temu kuchnię na wymiar, to panowie przyszli, zmontowali meble, zamontowali całość (włącznie z lampkami nad blatem, kuchenką, zlewem i całą resztą) i sobie poszli. Byłam święcie przekonana, że taki jest standard. Otóż nie moi drodzy, nic z tych rzeczy.

Podsumowując, wszystko skończyło się happy endem i mamy gdzie jeść. YEY :)

A  w kwestii gromadzenia. Ostatnio dostaliśmy od koleżanki komplet naczyń glinianych wykonanych przez jej znajomą. W kolejnej notce się pochwalę, bo jest czym :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz